RARYTASY Z ZAKURZONEJ GRAJĄCEJ
SZAFY
Płyta w sam raz na karnawałową zabawę. A jak ktoś nie lubi tańczyć, to i
tak muzyka z tego czarnego krążka będzie źródłem muzycznej satysfakcji. Tym
bardziej, że wśród dwunastu nagrań znajdujących się na tym wydawnictwie mamy
dwa super przeboje.
W 1973 roku na brytyjskim rynku
muzycznym zadebiutowała grupa The Rubettes. Album „Wear It’s ‘At” wydany w 1974
prze firmę Polydor był ich debiutancka płytą i przeszedłby zapewne niezauważony,
gdyby nie dwa utwory: „Sugar Baby Love” i „Tonight”. Szczególnie ten pierwszy
rozkołysał tanecznie całą Europę, a grupie przysporzył ogromną popularność.
Zaczynając odsłuch tej płyty już
pierwszy utwór zatytułowany „Way Back In The Fifties” wskazuje drogę, którą
muzycy chcieli kroczyć, a więc powrót do korzeni rock and rolla. Czy im się to
do końca udało, czy był to tylko krok marketingowy, to już inna rzecz. W każdym
razie próbowali w tym okresie odnaleźć swoją własną ścieżkę i styl. W tym
okresie na rynkach muzycznych wykonawcy pojawiali się jak grzyby po deszczu i
nie było wcale łatwo przebić się z własnym repertuarem.
I trzeba z perspektywy czasu przyznać,
że byli jedną z bardziej rozpoznawalnych formacji grających w tamtych czasach
muzykę popową. Ten debiutancki album to taka swoista mieszanka piosenek
osadzonych w klimatach lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Oczywiście
wszystko elegancko zaaranżowane na warunki lat siedemdziesiątych.
Piosenki autorstwa tandemu Wayne
Bickerton/Tony Waddington plus autorskie kompozycje członków zespołu składają
się na ten album. Dwanaście piosenek, dwa super przeboje („Tonight” i „Sugar
Baby Love”), dwie wdzięczne ballady („Your Love” i „When You’re Sixteen”) czy
wreszcie kilka klasycznie brzmiących rock and roli, to zestaw, który powinien
zadowolić każdego lubiącego muzykę do tańca i nie tylko. I nawet gdyby oceniać
tę płytę pod kątem tych dwóch mega przebojów, to trzeba stwierdzić, że prywatka
w rytmach z lat siedemdziesiątych bez „Sugar Baby Love” to żadna prywatka. Bo
przecież piękny falset Paula da Vinci na początku tej piosenki to już kanon
popu, bez którego żadna, ale to żadna yesterdayowa impreza obyć się nie może.
Jacek Liersch