RARYTASY Z ZAKURZONEJ GRAJĄCEJ
SZAFY
Dziś o albumie, który w tym roku obchodzi czterdzieste urodziny. Po
wielkim sukcesie albumu „Waterloo”, grupa ABBA wydała rok później, czyli w roku
1975, album o mało odkrywczym tytule „Abba”.
Oczekiwania wobec czworga Szwedów
były wielkie. Nasuwało się wtedy pytanie czy podołają wyzwaniu tworząc kolejną
płytę z dużą ilością przebojów. Dziś już wiemy, że byliśmy wtedy świadkami
narodzin wielkiej, popowej gwiazdy, której piosenki miały zachwycać w dyskotekach
i na prywatkach przez wiele kolejnych lat. A i dziś po czterdziestu latach
nagrania te wciąż zachwycają.
Wtedy w 1975 roku z nadzieją
czekano na to co przyniesie ten nowy krążek. A przyniósł on wiele znakomitych
piosenek. Pierwsza strona zawiera takie hiciory jak „Mamma Mia”, „SOS”, „Hey,
Hey Helen”, „Tropical Loveland” czy „Bang-A-Boomerang”. Jedynie „Man In The
Middle” to kompozycja jakby z lekka nie pasująca do tych pięciu przebojowych
nagrań. Jej funkujący odcień sprawia wrażenie jakby piosenka znalazła się na
tym wydawnictwie nieco przez przypadek.
Tak jak strona „A” zaczyna się od
mega przeboju „Mamma Mia”, tak stronę „B” rozpoczyna „I Do, I Do, I Do, I Do, I
Do”. Potem jest jeszcze ostry, wręcz rockowy „Rock Me”. A po nim muzyczna
ciekawostka, czyli instrumentalny utwór „Intermezzo No. 1”. „I’ve Been Waiting
for You” to z kolei urokliwa, nastrojowa ballada. Całość płyty zamyka
dynamiczny „So Long”. I żal robi się człowiekowi, że to już koniec tego
wydawnictwa.
Jedenaście kompozycji autorstwa
Andersson/Ulvaeus wysłuchuje się bowiem z wielką przyjemnością. Nawet po wielu,
wielu latach. No cóż, dobre nigdy się nie starzeje.
Jacek Liersch