Ktoś
jeszcze pamięta, jak wyglądał świat bez telefonów komórkowych i Internetu, a
zwłaszcza bez portali społecznościowych? Tak powszechny dostęp do wyżej
wymienionych sprawił, że to już codzienność, korzystanie z nich to norma. Można
dzięki temu zapomnieć, że jeszcze dwadzieścia lat temu były to nowinki
techniczne.
 

Magda Dunaj

Wakacje to dobry czas by sobie
o tym przypomnieć. Można spędzić dwa tygodnie bez żadnej łączności ze światem. Nagle
może okazać się, że ten świat jest naprawdę piękny i że nie trzeba nikomu
udostępniać do niego linków.
Dawno, dawno temu, za
siedmioma górami i ośmioma morzami, listy pisało się na papierze i wysyłało w
kopertach. Było to tak skomplikowane i długotrwałe, że nawet banalna
korespondencja nabierała niesłychanej wagi. Podstawą była umiejętność pisania.
W tamtych czasach stosowano jeszcze pismo odręczne, czyli system rysowania
literek za pomocą ołówka albo długopisu. Tego można było nauczyć się w
podstawówce. Telefon natomiast był duży i stał w widocznym miejscu, najczęściej
na korytarzu. Nie bardzo dało się go przenosić, więc jego zasięg był
ograniczony długością kabla. Kontakty międzyludzkie za jego pomocą były możliwe
tylko wtedy, gdy kontaktujący się ludzie byli w domu. Gdy z niego wychodzili, stawali
się wolni.
W tamtych czasach miało się
prawdziwych znajomych, z którymi można było osobiście porozmawiać. Punktami
wymiany poglądów były kawiarnie, kolejki pod sklepem albo autobusy. Każdy, kto chciał
się publicznie wypowiedzieć, mógł przemówić do bliźnich w miejscu publicznym.
Jednakże gdy wypowiadał się nieprzychylnie o władzy ludowej, było wielce
prawdopodobne, że zwinie go milicja obywatelska.
Były to jednak czasy, kiedy
człowiek mógł cieszyć się spokojem oraz faktem, że po wyjściu z domu na ulicę, nikt
nie zawróci mu głowy. Niestety czasy tej beztroski minęły bezpowrotnie i dziś
dryndająca maszynka nie daje nam spokoju nawet w ubikacji. Przecież to nie
nowość, że zaczyna dzwonić i wibrować zawsze wtedy, kiedy udajemy się do WC. Po
ulicach chodzą ludzie wpatrzeni w telefony, w pubach siedzą ludzie wpatrzeni w
telefony, w autobusach siedzą pasażerowie wpatrzeni w telefony. Co gorsze
kierowcy samochodów też się wpatrują w telefony, pisząc SMS’y w trakcie jazdy.
Ludzie nie patrzą już na
siebie ani nawet pod nogi, przez to wpatrzeni w telefony regularnie wpadają na
siebie lub wdeptują w miny pozostawione przez psy. Zanika zwyczaj rozmawiania. Zdarzają
się pary, które porozumiewają się przez czat internetowy we własnym domu. Oboje
mają swoje komputery w różnych pokojach i nie odchodzą od nich zbyt daleko.
Ludzie stali się wirtualni, coś co miało ich łączyć, wessało ich jak odkurzacz.
Do tego pojawiły się niezliczone portale, które służą do uprawiania narcyzmu lub
obwieszczania całemu światu, co się właśnie zjadło i w jakim sklepie się jest
lub było. Oznajmianie tych najwyższych prawd stało się nowym opium dla mas.
Ludzie nagle odkryli, że koniecznie muszą coś komuś obwieszczać.
Jeśli ktoś nie jest
materiałem na kolejnego dziwaka wpatrzonego przez całą dobę w ekran telefonu i nie
chce zaczynać dnia od logowania do piętnastu portali, na których oznajmi, że
właśnie wstał, zjadł śniadanie i zalogował się do piętnastu portali oraz że lubi
to czy tamto; to ma szansę odkryć, że bez tego wszystkiego ma mnóstwo wolnego
czasu. Z półek zawołają książki, których nie było okazji przeczytać przez pięć
lat po zakupie. Na stoliku czają się gazety, ledwie przejrzane i czekające na
przeczytanie. Na ulicy widać nagle żywych ludzi, z którymi można porozmawiać na
żywo.
Wakacje to doskonała okazja,
by chociaż na chwilę uciec i odpocząć od telefonów, Internetu, radia i telewizji.
Dopiero wtedy można poczuć się naprawdę wolnym człowiekiem – nikt do mnie nie zadzwoni,
nikt do mnie nie napisze, głowy niczym nie zawróci. To jest jak ucieczka z
Matriksa. Jestem w świecie, o którym myślałem do niedawna, że już nie istnieje.
Michał Sobkowiak