Reaktywowali się w 2010
roku, aby pomóc finansowo Mike’owi Porcaro, zmagającemu się z chorobą (niestety
zmarł). Po raz pierwszy od 1988 roku za mikrofonem ustawił się… Joseph
Williams – facet którego głos najbardziej – prawdziwie wtopił się w feeling
TOTO.
Przyszła jednak pora na materiał studyjny. Sprawdzian
kondycji historycznego zespołu. I napiszę to od razu i z entuzjazmem: płyta „XIV”
jest rewelacyjna!!! To TOTO z najlepszych lat – przebojowe, perfekcyjne, opętane
melodiami i aranżacyjną maestrią. Wydaje się to dzisiaj nieosiągalne, ale
jednak na tej płycie nie ma słabego utworu, odpuszczonego, nagranego aby zestaw
miał odpowiedni bagaż czasowy.
Od pierwszych nut „Running out of time”, poprzez „Holy water”,
przebojowy „Chinatown” i dedykowany zmarłemu przed laty bratu Porcaro – Jeffrey’owi
„Unknow Soldier” jesteśmy w świecie dźwięków nieosiągalnym dla 95%
współczesnych rzemieślników rocka i popu.
To płyta porównywalna z niezapomnianą „Czwórką”, choć może
nie tak przebojowa – ale z drugiej strony – kto dziś chce grać tego rodzaju
przeboje w spłaszczonych do granic przyzwoitości stacjach radiowych. Steve
Lukather & Friends czarują słuchaczy swoim unikalnym tyglem muzycznym, w
którym dominuje rock, pop, blues z odrobiną smooth jazzu. Jeżeli istnieje „pop”
dla inteligentnych inaczej, to to jest właśnie to. Powtórzę – bo sam jeszcze
nie wierzę – na tej płycie nie ma słabego momentu.
Jak zwykle we „wczorajszej” muzyce sytuację ratują amerykanie
– odporni na zalewające nas bezsmakowe muzyczne błoto – bo wbrew pozorom, błoto
też ma swój smak. Słuchając TOTO „XIV” dostaliśmy niespodziewanie ciastko z
kremem – i jedzmy je powoli, bo może to już ostatnie i warto zapamiętać ten
smak spełnienia.
Arkadiusz Kozłowski