Jest
7.00 rano, dzwoni budzik, a aktor który pracuje w jednym z lepszych miejskich
teatrów, otwiera jedno oko, potem drugie, przeciąga się i znacząco wzdycha. Leniwiec
pospolity? Gdzież tam – oddzielne otwieranie oczu (zawsze pierwsze jest lewe!),
któremu towarzyszy westchnięcie to tylko rytuał codzienny, bo chwilę potem aktor
wstaje dziarski i gotowy na nowe wyzwania. Biegnie na chwilę do łazienki, myje
się szybko, prędko ubiera i idzie do pracy. Tak wygląda zwyczajny poranek
aktora, każdego aktora zatrudnionego w teatrze, każdym teatrze. Czy aby na
pewno? Nic bardziej błędnego.




















Aktor
nazywa się K. – Franz Kafka nazwał bohatera swojego „Procesu” Józefem K., to dlaczego my byśmy nie mogli ochrzcić
naszego aktora jedną literą? Zróbmy to…
Zatem,
mamy Aktora K., a K. – wracając do tematu głównego – jak każdy inny aktor na
świecie, ma nienormowany czas pracy. Znaczy to, że nie codziennie po oddechowo-ocznym
rytuale porannym chodzi do teatru, choć zawsze i wszędzie jest wobec niego bezwzględnie
dyspozycyjny, bo w każdej chwili mogą go wezwać na próbę bądź też do przygotowania
się do nowego spektaklu. I za to właśnie teatr wypłaca mu co miesiąc pensję.
Jeśli tak się sprawy mają, to tylko żyć, nie umierać, być aktorem i pracować w
teatrze! Jednak tak to już jest, że nie ma nic za darmo, i przynajmniej jeśli
chodzi o sen, K. czasami, właściwie często się nie wysypia.
Różne prace aktorskie
Gdzie
idzie K. po oddechowo-ocznym rytuale porannym, jeśli nie jest to teatr? Po
pierwsze może iść do radia i, tak jak inni jego koledzy-aktorzy, zagrać postać w
spektaklu radiowym albo nagrywać inne nagrania radiowe – np. drogę krzyżową, za
którą ostatnio arcybiskup poznański Stanisław Gądecki specjalnie podziękował
Michałowi Grudzińskiemu, aktorowi z Teatru Nowego w Poznaniu. Po drugie, rano w
radiu można też być zwykłym lektorem jak koleżanka z pracy pana Michała, Edyta
Łukaszewska, która jest głosem pewnej marki kosmetycznej. Jednak aktorzy jako
grupa zawodowa pracują głownie wieczorami, a ewentualnie popołudniami. Mogą więc
brać udział w stand-upach, czyli jak to mówi się po polsku – w występach
kabaretowych. Jednak z talentem do tego typu sztuk najpierw trzeba się urodzić
i nie każdemu człowiekowi jest to dane. Aktorzy grywają w innych teatrach,
filmach, nagrywają różne rzeczy dla telewizji. Występują też w reklamach radiowych
albo i telewizyjnych. Nierzadko zajmują się konferansjerką w trakcie różnych
imprez i koncertów (wieczornych), są wykładowcami w szkołach wyższych (to już
raczej nie wieczorami, choć ze studiami zaocznymi różnie to bywa). Nauczycielami
akademickimi są np.: Zbyszek Grochal czy Janusz Andrzejewski z Teatru Nowego w
Poznaniu. Aktorzy od czasu do czasu prowadzą także własne kursy aktorskie dla
młodzieży i wszystkich chętnych, którzy chcą sprawdzić swoje siły w aktorstwie,
jak Michał Kaleta z poznańskiego Teatru Polskiego. Wspomniany już Janusz
Andrzejewski natomiast założył też wspólnie z żoną-aktorką mały teatr „itja”,
który za odpowiednią opłatą można zaprosić zawsze i wszędzie właściwie. Poza
tym aktorzy nagrywają audiobooki i czytają na nich różne książki i opowiadania.
Ale…
Jako
że tytuł tego artykułu brzmi: „Praca aktora w teatrze”, skupmy się więc na tym
teatrze i nie odbiegajmy za daleko od tematu. Aktor pracuje tam – nie
codziennie! – w godzinach od 10.00 do 14.00 (są to próby,
a ewentualnie przygotowanie nowego spektaklu), a potem od 18.00 do 22.00 (wtedy
aktorzy grają spektakle, choć czasami – zwłaszcza przed premierami – mają też próby).
W teatrze
Podzielmy
pracę w teatrze na klika punktów czy też etapów i teraz weźmy na tapetę
spektakl. Chyba w większości teatrów założenia są takie, że aktorzy muszą być
na miejscu 45 minut przed przedstawieniem. 
Często jednak i z reguły jest tak, że przychodzą oni jeszcze wcześniej,
a bo to niejednokrotnie przed spektaklem wskazane jest rozśpiewać się, a bo to
trzeba powtórzyć sobie jeszcze raz tekst albo pobyć z innymi i ukoić nerwy –
cóż, tak to już jest na świecie, że nie ma aktora, który nie znałby tremy. Poza tym są aktorzy, choć tak naprawdę jest ich teraz coraz mniej, którzy przed spektaklem p
rzeprowadzają  tzw. „toaletę aktorską” K. S. Stanisławskiego, wielkiego rosyjskiego reformatora teatru. Aktorzy ci po prostu oczyszczają siebie z szumu życia, ulicy,
problemów itp. itd. przed wyjściem czy też wejściem na scenę. Jest to system ćwiczeń zarówno fizycznych jak i psychicznych (powiedzmy duchowych) – włączajmy w to elementarne zadania aktorskie, emisyjne, dykcyjne – przygotowujące cały organizm aktora do pracy twórczej i
 do spotkania z
partnerami i widownią. 
Jest tylko jedno ważne zastrzeżenie  – w tym treningu, tej „toalecie aktorskiej” nie może 
się pojawić żaden z elementów scen sztuki, którą  aktor będzie grać tego dnia. Spektakle
zazwyczaj są wieczorem, choć K. wspomina Michała Kaletę, który opowiadał, że
kiedyś przed południem grali „Hamleta” dla uczniów liceów, obłożenie spektaklu
było zaskakująco duże, ale kiedy popatrzył na widownię z tylu widowni z
reżyserki, to zobaczył, że prawie wszyscy licealiści pisali SMS-y albo grali w
gry na komórkach w czasie przedstawienia. Przed spektaklami z reguły są próby do
nich – to już wiemy – głównie jest to czas
 
od 10.00 do 14.00 – to też już wiemy – ale nie wiemy nic konkretnego o
próbach wieczornych. Zatem – bo dobrze jest wiedzieć – próby po spektaklach są
dobrą wolą aktorów. Jednak oni z reguły nie odmawiają – kto chce zrobić z
siebie nieprofesjonalnego głupka i zapomnieć tekstu na scenie w trakcie
spektaklu? Próby w niedzielę natomiast są rzadkością, a nawet wielką
rzadkością. Przecież niedziela dla wszystkich zawodów jest świętem, a aktorzy i
tak wieczorem tego święta nie mają, bo grają dla innych – świętujących –
spektakle. Ale w tym momencie dochodzi do tego…
Kolejny
punkt programu teatralnego – kursowy. Istnieją bowiem dodatkowe kursy, jak te w
szkole teatralnej, które aktorzy muszą przechodzić, aby zagrać w tym czy innym
spektaklu. Z reguły jest tak, że trener przychodzi do teatru albo aktor idzie
do instytucji na określone zajęcia i uczy się np. profesjonalnej żonglerki,
stepowania czy też karcianych sztuczek. Następny punkt programu teatralnego
jest zbiorczy, bo chodzi o wygląd takiego aktora, a więc przymiarki kostiumów,
makijaże, fryzury, charakteryzacja. Można by pomyśleć, że kobiety najlepiej
czują się w takim czymś, ale gdzie tam – nierzadko mówią, że przymiarki są najbardziej
stresujące. Podobnie zresztą panowie. Kostiumologowie (czasami są nimi scenografowie)
generalnie dzielą się na takich, dla których kostium to dopełnienie danej
postaci w sensie psychologicznym, więc aby uszyć go dla aktora, muszą tego aktora
najpierw poznać i zobaczyć jaka jest ta konkretna postać. Potem łączą to
wszystko ze sobą, myślą, mieszają, zespalają cechy ludzkie i postaciowe ze
sobą, zastanawiają się nad efektem końcowym, a potem dopiero szyją. Druga grupa
kostiumologów – tych jest, na szczęście, znacznie mniej – przychodzi z gotowym
projektem i nie podejmuje w ogóle dyskusji z aktorem – ma być tak jak oni chcą,
bo to oni są profesjonalistami w swoim fachu i kropka, na scenie ma być sza,
żadnych ‘ale’. Jednak…

Naszym kolejnym punktem teatralnym są: kontakty międzyludzkie, bowiem praca
aktora – takiego jak nasz K. – wiąże się z bardzo intensywnymi kontaktami z
innymi ludźmi. Przede wszystkim należą do nich koledzy – aktorzy, reżyser – główny
szef przedsięwzięcia, ale również: scenarzysta, wspomniani już: choreograf,
kostiumolog i fryzjer, sufler (organizuje całą logistykę spektaklu) oraz
wszyscy inni, którzy przyczyniają się do powstania dzieła, bo przecież w każdym
teatrze jest tzw. ekipa teatralna – mówi się o niej „sól teatru”. Są to ludzie,
którzy w teatrze są na stałe – nie zaliczają się do nich ani aktorzy, ani reżyserzy,
ani dyrektorzy, bo ci zmieniają się stale i jak w kalejdoskopie – ta „sól” to:
technicy, akustycy, dźwiękowcy, elektrycy, kosmetycy, scenografowie,
kostiumologowie, rekwizytorzy, oświetleniowcy. Są oni, a raczej bywają dla
aktorów prawdziwymi partnerami. Dodamy, że na szczególną uwagę zasługują tu
garderobiani albo garderobiane. W ekstremalnych przypadkach potrafią oni być
przyjaciółmi i lekarstwem dla zrozpaczonych aktorów tudzież aktorek i ich bądź
je przytulić i pocieszyć i powiedzieć, że wkrótce żyć będzie się im łatwiej.
Ale…
Jak
wyglądają próby? Otóż, najpierw są tzw. próby stolikowe, na których aktorzy
poznają swoje postacie, zaczynają je lubić, czasami wręcz kochać, Raczej nie nienawidzieć
– K. nie zna aktora, który nie próbowałby np. wytłumaczyć sobie postępowania
mordercy i tak właśnie (jako coś racjonalnego) przedstawić jego zachowanie na
scenie. Zresztą on sam nigdy nie nienawidzi swoich postaci. Michał Grudziński
mówi, że próby stolikowe, na których reżyser wyjaśnia wszystkim i każdemu z
osobna jak widzi cały spektakl,  takie
są, że ci aktorzy, których postacie są niewielkie, zwykle mają najwięcej uwag.
Natomiast ci z dużymi, rozbudowanymi rolami, tradycyjnie nie włączają się w
dyskusję, tylko po cichu starają się je zrozumieć. Potem – po próbach
stolikowych – aktorzy powtarzają do znudzenia pojedyncze sceny. W końcu, na
krotko przed próbą generalną – choć kiedy dokładnie się to zdarza, zależy od
reżysera – próbuje się grać cały spektakl. Warto jednak dodać, że aktor wiele
czasu spędza na indywidualnej pracy nad rolą, na budowaniu postaci, właściwym
przekazaniu pożądanych treści i emocji. Należałoby dodać na końcu tego etapu,
że przy próbach wznowieniowych (próbowanie spektaklu, którego nie grano, dajmy
na to, przez dwa wakacyjne miesiące – aktorzy kończą swoje wakacje w połowie
sierpnia, żeby mieć czas na wznowienia właśnie) zawsze próbuje się cały spektakl
Pamięć i stres
Tekstu sztuk, przedstawień i innych występów aktorzy
uczą się z reguły zwyczajnie na pamięć – później powtarzają sobie słowa granej
przez siebie postaci zawsze i wszędzie właściwie: w samochodzie, w tramwaju, na
przystanku – przy czym czasami jest to przystanek autobusowy, a więc również w
autobusach – przed lustrem i w łazience w czasie mycia się, przy śniadaniu,
obiedzie i kolacji, kiedy zasypiają, budzą się rano, a w ekstremalnych sytuacjach
także po przebudzeniu się w środku nocy, kiedy nie mogą ponownie zasnąć. Pewien
aktor, kolega z pracy K., grał kiedyś półtoragodzinny monodram na podstawie
prozy Bohumila Hrabala i wywiadów z nim, a wiadomo, że monodramy nie są i nigdy
nie były sztukami zbyt popularnymi, więc spektakl dawno zszedł już ze sceny. Sytuacja
powtarzania słów pana Bohumila na tyle była ekstremalna, że tekst półtoragodzinnego
dramatu przypominał on sobie bez pauz i przerw przez 40 minut, kiedy stał oparty
w samym podkoszulku o zimną ścianę sali prób. Dziwne, że się wtedy nie
rozchorował, choć na pewno od tamtego czasu bardziej jest zahartowany i odporny
na zimno. Jednak istnieje jeszcze coś takiego jak pamięć sytuacyjna, a
wykorzystał ją np. Michał Grudziński grający Świętoszka, kiedy zapomniał na
scenie tekstu wychwalającego wdzięki pupy Elmiry. Nie czekając długo na nagłe
olśnienie chwycił naprawdę za pupę będącą tą dziewczęcą postacią, Danutę Stenkę,
przypomniał sobie słowa i spektakl popłynął we właściwym kierunku. Co ciekawe,
są też aktorzy, którzy uczą się tekstu całego spektaklu na pamięć i  potem, kiedy inni wygłaszają swoje kwestie,
oni poruszają bezdźwięcznie ustami i powtarzają sobie w myślach cudze kwestie.
Zastanawiające jest to, na ile coś takiego działa na nerwy innym aktorom, tym
którzy dane słowa naprawdę wypowiadają? Ale…
Na
co dzień to jest tak, że aktorzy swoje teksty powtarzają praktycznie przed
każdym wejściem czy też wyjściem na scenę. Robią to po prostu, żeby nie
zapomnieć, choć „trema zależy – są to słowa Michała Grudzińskiego – od
wielkości postaci, którą aktor gra”. I w sumie taka pewnie jest prawda. Jednak
cóż na to poradzić? Grać tylko małe postacie? Są aktorzy, którzy z tremą radzą
sobie rożnymi technikami medytacyjnymi, bo przecież radzić sobie trzeba. Wróćmy
do naszego K., bo zostawiliśmy go ponownie na boku, a on – biedny – czuje się
osamotniony. Zatem K. nie może denerwować się na scenie, bo jak to tak? Widz ma
oglądać rozhisteryzowanego pana K? Nie, to wykluczone – K. może zastosować rozmaite
metody relaksacyjne, np. uspokoić oddech. Głos się wtedy obniża, czyli – jak
twierdzi K. – jest to tzw. metoda WASH & GO, bo przecież niski głos jest
głosem powszechnie bardziej lubianym, a aktorzy wszakże lubią lubianymi być.
Swój stres z tremą związany można też, co wcale łatwe nie jest, skumulować w
kierunku motywującym, dobrym i energetyzującym. Wreszcie na stres dobre jest też
fizyczne rozgrzanie ciała, jednak Michał Grudziński powtarza: „ciężkie jest
życie aktora. Raz, że wciąż się obnażasz, a dwa, że chcą cię kupić za bezcen”.
I K. czasami jest już tym wszystkim, tak zwyczajnie i po prostu zmęczony.
Chciałby chociaż raz przez te „osławione” już wakacje aktorskie – czyli aż dwa
miesiące, choć raczej mniej, bo w połowie sierpnia zaczynają się próby – robić
jedno wielkie NIC, ale nic z tego. Praca i zobowiązania dopadną go zawsze i
wszędzie – zostanie wpuszczony w ich tryby, przepuszczony przez nie, a potem
wypluty zmęczony i z trudem dychający (nie ma co dziwić się więc temu jego oddechowo-ocznemu
rytuałowi porannemu). Ale nie ma tego złego, bo K. tak naprawdę kocha swój
zawód i za nic nie zamieniłby go na inny.
Natalia Mikołajska