W
Poznaniu na nieużywanym
  torowisku na
ulicy Zielonej stoi bardzo poznański, bo zielony tramwaj typu N. Jest to zabytek
– od dawna już się ich nie produkuje. W tramwaju tym działa sobie Cafe Bimba,
kawiarenka pana Tomka Zielińskiego. Jednak skąd ona, tak naprawdę, się tam
wzięła? Co jest w środku? Kto wymyślił kawiarnię? I czy będzie więcej takich
kawiarenek?

Aby
odpowiedzieć na te pytania trzeba nam cofnąć się dużo wstecz, choć „dużo” to,
jeśli chodzi o czas, pojęcie względne i nader subiektywne, więc należałoby
chyba powiedzieć: aby odpowiedzieć na te pytania trzeba nam cofnąć się w
przeszłość.

Fot. K. Lesińska / MPK Poznań

Skok w dawne czasy
Otóż,
jesteśmy we wrześniu 2013 roku. Właśnie zostaje ogłoszony konkurs na
„kawiarniane zagospodarowanie” starego zabytkowego wagonu tramwajowego.  Kawiarnia w tramwaju to genialny pomysł
Komisji Rewitalizacji Miasta Poznania.

Dzięki inicjatywie Komisji zostanie stworzone ciekawe miejsce w centrum miasta
dla mieszkańców i turystów. Ten projekt wpisuje się w działania rewitalizacyjne,
które promujemy i wspieramy – mówi radny Mariusz Wiśniewski, przewodniczący
Komisji Rewitalizacji.
Konkurs
wygrywa Tomek Zieliński, prywatnie przedsiębiorca mieszkający na stałe w
Poznaniu, choć z Krakowa, który stamtąd przywiózł tu swoją prawdziwie szaloną
miłość do tramwajów. Szaloną, bo nabawił się jej jeszcze w latach 60-tych,
kiedy to wszystko zaczęło się od jego babci, która wzięła kiedyś małego
Tomeczka w pierwszą w życiu podróż tramwajem. Wywołała ona mnóstwo pozytywnych
doznań i odczuć, tym bardziej, że ówczesne torowisko krakowskie do
najrówniejszych w świecie nie należało. Podróż nr 2 małego Tomeczka odbyła się
dopiero po kilku długich latach, zatem wrażenia i obserwacje tramwajowe
porównywalne były dla niego do tych, które – jak twierdzi teraz dorosły już pan
Tomek – odczuwali kosmonauci będący uczestnikami lotu Apollo 13 w roku 1970.
Mariusz Wiśniewski, który sprawę monitoruje i w miarę możliwości służy panu
Tomkowi radą i pomocą mówi:
– Pan Tomek jest fantastycznym miłośnikiem starych
tramwajów, któremu zależy na tym, by dać tym tramwajom drugie życie. Chce nie
tylko prowadzić kawiarnie, ale też organizować w tramwajach wydarzenia
kulturalne i wystawy. Z optymizmem więc podchodzę do tego tematu. On dużo
zainwestował w interes i chwała mu za to.
Triumf z typem N
Zwycięski
projekt to powstanie dwóch tramwajowych kawiarenek – pierwszej w tramwaju typu
N na ulicy Zielonej, a drugiej w tramwaju z Holandii – tzw. „Helmucie” – na
Rondzie Rataje. W tej chwili mamy tylko połowę sukcesu, a pan Tomek tylko w 50%
czuje się spełniony – typ N na Zielonej stoi, ale „Helmuta” na Ratajach jeszcze
nie ma. Dużo z nim kłopotu, bo po pierwsze trzeba zbudować specjalne torowisko,
na którym tramwaj by stał – kawiarenka tramwajowa bez torów to jak jajko zjedzone
bez soli. Po drugie strasznie trudno jest budować cokolwiek na Ratajach, bo z
powodu istnienia prawdziwej plątaniny różnorakich kabli, przewodów i innych
jeszcze łączy pod Rondem, trzeba przedtem zdobyć taką ilość zezwoleń i zrobić
tak szczegółowe plany, że aż głowa boli. Jednak w drugiej połowie września
„Helmut” stanąć ma na swoim miejscu przeznaczenia – w tej chwili spokojnie, a
może i mniej spokojnie oczekuje sobie w nowej zajezdni tramwajowej na Franowie.
Wróćmy
jednak do naszego typu N, starego tramwaju służącego niegdyś za pojazd dla ekip
technicznych MPK. Kiedy Tomek Zieliński kupił go, to tramwaj trafił najpierw do
starej zajezdni tramwajowej na Starołęce i czekał sobie. Jak „Helmut” teraz,
tak typ N wtedy – robił to  spokojnie, a
może i mniej spokojnie. Później – było to jakoś w styczniu 2014 – posesja pana
Tomka została wyposażona w specjalne platformy do podtrzymywania osi
tramwajowych (przecież zwykle to jest tak, że w normalnym ogródku nie ma torów),
a typ N został przetransportowany na tę posesję. Przeszedł tam kapitalny i
drobiazgowy remont z przeznaczeniem na kawiarenkę – pomieszczenie jest teraz
tak zaaranżowane, że we wnętrzu istnieje wiele charakterystycznych
„staro-tramwajowych” elementów. Przede wszystkim są to drewniane fotele, ale
jak mówi pan Tomek, nowy właściciel typu N:

Jest to normalna nowoczesna kawiarnia. Można napić się w niej kawy, przy czym
poznańska Astra przygotowuje dla nas specjalną mieszankę. Napić można się też
piwa i zjeść coś słodkiego, a w końcówce sierpnia będzie też mocniejszy
alkohol.
Co
najważniejsze, jeśli kojarzymy tramwaj typu N, jest on stosunkowo niewielki.
Dlatego stoliki dla gości są ustawione również na zewnątrz tramwaju. I tak, w
lecie nie ma tu żadnego problemu. Może ten tylko, że każdego ranka pan Tomek
musi wyjmować stoły, krzesła i parasole z tramwaju i je ustawić na zewnątrz, po
czym wieczorem zmuszony jest robić dokładnie na odwrót – wszystko pakuje do
środka. Poza tym obecnie jest też problem z porą roku – w maju, kiedy Cafe
Bimba ruszała, był jeszcze rok akademicki, byli goście i klienci. Latem kawiarnię odwiedza ich znacznie mniej. To dlatego, że „Poznań jest
miastem studenckim”, jak ktoś kiedyś mi powiedział. Smutne to, ale taka jest
prawda – w Poznaniu nie ma przecież zbyt wielu osób w wakacje, bo studenci
odpoczywają od zajęć z dala od uczelni.
A co z zimą?
– Zimą jest zimno i codziennie sypie śnieg
– mówi pan Tomek – ale dobrze, żarty żartami… Raczej nie ma tu problemu, bo jestem
na to przygotowany. Chciałbym, żeby to było czynne przez cały rok.
Jednak zimą nie było stolików na zewnątrz
kawiarni (Kto by chciał siedzieć w mroźne dni na wolnym powietrzu? Chyba tylko
morsy, których w Poznaniu przypuszczalnie nie ma zbyt wielu), ale  na szczęście wewnątrz bimby działa
ogrzewanie. Niedługo zacznie działać znacznie większy od typu N
„Helmut”.
Natalia Mikołajska