Jest taki trzyosobowy zespół muzyczny o
hiszpańskiej nazwie znaczącej dosłownie tyle co: zmysł tanga, a w wolnym
tłumaczeniu: poczucie tanga. Ten zespół to: „Sentido del Tango”. Ich koncert na
tyle mnie poruszył, że chciałam zrobić wywiad z którymś z jego członków. Zadzwoniłam
do managera i ku mojej radości stanęło na tym, że porozmawiam z nimi wszystkimi
– jednocześnie! – a na dodatek z samym panem managerem – jednocześnie! –
artykuł zaś będzie rozmową wywiadowczą jednego dziennikarza-oprawcy z aż czterema
ofiarami wywiadowczymi. Zapraszam do czytania, bo coś takiego nie zdarza się
często, a właściwie – przynajmniej ja – o czymś takim nigdy dotąd nawet nie
słyszałam.

„Sentido
del Tango” to – jak już wiemy – trzy osoby: leader zespołu, Piotrek Kopietz – kapitalny
bandeonista, który grywa od czasu do czasu również i na akordinie; Gabrysia
Machowska-Kopietz – żona leadera, doskonała pianistka; i Mateusz Szemraj – wspaniale
grający na różnego rodzaju gitarach, mało mówiący pan Milczek. Z nimi
wszystkimi, a także z ich managerem, Bernardem Kopcem, spotkałam się w tej
samej poznańskiej knajpce, kawiarence, kafejce czy też klubie, w którym dali w
kwietniu tego roku swój koncert, czyli w „PoemaCafe”. W umówionej wcześniej rozmowie,
która okazała się nad wyraz przyjemna, postanowiłam po pierwsze pominąć
historię powstania zespołu „Sentido del Tango” – to wydaje się być trochę zbyt banalne,
a zresztą wszystkiego właściwie można dowiedzieć się odwiedzając ich stronę
internetową (sentido.art.pl/)
– i po drugie zacząć od wzięcia na pierwszy ogień samego, bardzo
uporządkowanego, managera. A co? Niczego nie musimy sobie żałować.
Natalia
Mikołajska: Jak to się stało, że został pan managerem „Sentido del Tango”?
Bernard Kopiec: Z kierowaniem i koordynowaniem pracą
w zespołach ludzkich zetknąłem się w znacznym zakresie już podczas studiów    jak
się domyślam, skończyłem je dużo wcześniej niż pani – a potem należało to do
moich obowiązków w pracy zawodowej. Co prawda nie było to w branży muzycznej,
lecz już wówczas z powodzeniem zorganizowałem kilka spotkań o charakterze
artystycznym.
Piotrek Kopietz: I wiedząc o tym, zdecydowaliśmy się zaproponować
Bernardowi opiekę organizacyjną nad  zespołem.
Było to w roku 2007.
Natalia
Mikołajska: Panie Bernardzie, a nie obawiał się pan zupełnie nowego
doświadczenia?
Bernard Kopiec: I tak i nie… Jednak, jako że muzyka
od zawsze zajmowała ważne miejsce w moim życiu, propozycję przyjąłem bez
wahania. Dziś mogę powiedzieć, że to wielka frajda móc współpracować z muzykami
zdolnymi, dobrze wykształconymi (muzycznie i ogólnie – co jest dla mnie
niezmiernie ważne), oraz o tak bogatej osobowości i wysokiej kulturze
osobistej. Z dużą satysfakcją odbieram też ich pracowitość, rzetelność i
uczciwość oraz wzajemny szacunek do siebie.
Natalia
Mikołajska: A dlaczego pańska agencja artystyczna nazywa się „Kop-Art”? Słyszy
się to tak, jakby chciał pan wykopywać swoich artystów jak coś pójdzie nie tak.
Bernard Kopiec: Proszę, proszę…Jakoś nigdy nazwa
agencji nie kojarzyła mi się z „wykopywaniem” kogokolwiek. Jest to po prostu
skrót łączący rodzaj prowadzonej działalności z pierwszymi literami mojego
nazwiska, z którego – nie ukrywam – jestem dumny.  Dodam, iż jeśli w agencji już coś „wykopywać”,
to  wciąż drzemiące w artystach duże
pokłady fantazji muzycznej i energii tworzenia.   
Natalia
Mikołajska: Ả propos tej energii
tworzenia, to czy pan, panie Piotrku, jest kompozytorem wszystkich Waszych
własnych kompozycji?
Piotrek Kopietz: Tak, ja jestem kompozytorem
wszystkich naszych własnych kompozycji, ale w nutach pozostawiam Mateuszowi i
Gabrysi dużo miejsca na krótkie improwizacje i spontaniczne pomysły. Dzięki
temu za każdym razem utwory te brzmią trochę inaczej.
Natalia
Mikołajska: Kiedy graliście na koncercie jeden z nich, dużo uderzaliście,
pukaliście i pocieraliście, a jednym słowem: „waliliście” w obudowy waszych
instrumentów. Zakładam, że był to sonoryzm, który jest polskim wynalazkiem lat
60-tych. Chcecie – albo pan, panie Piotrku, chce – aby on się odrodził?
Gabrysia Machowska-Kopietz: Może wytłumaczę najpierw co
to jest ten sonoryzm? Pewnie nie wszyscy wiedzą.
Piotrek Kopietz: Ach, to powszechnie znane
zamiłowanie nauczycielskie…
Bernard Kopiec: Proszę tak nie marszczyć brwi, pani
Natalio… nasza pianistka jest również doskonała jako pedagog w dziedzinie
muzyki.
Gabrysia Machowska-Kopietz: Tak, jestem. Sonoryzm polega na takim kształtowaniu
przebiegu utworu, aby rolę nadrzędną pełniły w nim jakości brzmieniowe. My
natomiast…
Piotrek Kopietz: Właśnie, sonoryzm w naszym przypadku
to trochę za dużo powiedziane. Co prawda grając, używamy różnych środków
wyrazu, w tym również elementów sonorystycznych, ale bardziej są to uderzenia
perkusyjne nadające większą rytmiczność naszym utworom i dodające im
specyficznej ekspresji.
Bernard Kopiec: Ośmielę się w tym momencie
wytłumaczyć, że Piotr jest dobrym, lecz niekiedy dość niecierpliwym
kierownikiem artystycznym zespołu.
Natalia
Mikołajska: Acha… Niecierpliwy panie Piotrku, dlaczego tylko pan zapowiada
kolejne utwory w czasie koncertu?
Piotrek Kopietz: Ja zapowiadam kolejne utwory i
opowiadam różne historie związane z tangiem, gdyż jako założyciel i lider
zespołu „Sentido del Tango” mam również i taki obowiązek. Z drugiej strony, jeżeli
każde z nas chciałoby dodać coś od siebie, to nie starczyłoby czasu na muzykę.
Natalia
Mikołajska: Teraz mam pytanie do was wszystkich. Chciałabym tutaj, żeby zaczął
pan Mateusz, bo on taki raczej mało odzywający się jest. Wolą państwo tango
klasyczne czy tango nuevo?
Bernard Kopiec: Pozwolę sobie zauważyć, że Mateusz za
słowem i rozgłosem raczej nie przepada. To co ma do powiedzenia, a w
szczególności swoje emocje woli zdecydowanie wyrażać za pomocą gitary… zresztą
nie tylko jej – Mateusz gra również na kilku innych ciekawych i rzadko
spotykanych w Polsce instrumentach.
Mateusz Szemraj: Zdecydowanie wolę tango nuevo, ale w
tym momencie oddaję głos innym.
Piotrek Kopietz: Dla mnie jest to pytanie bardzo
trudne, gdyż oba te gatunki są mi bliskie. Bardziej uporządkowane tango
klasyczne stworzone zostało do tańca. Natomiast tango nuevo to muzyka bardziej
koncertowa, w której można pozwolić sobie na dużo więcej improwizacji.
Najbardziej lubię grać oba te gatunki na przemian. Tak też staram się układać
koncerty „Sentido del Tango”, aby publiczność naprzemiennie mogła posłuchać
tanga klasycznego i tango nuevo.
Gabrysia
Machowska-Kopietz: Mnie – podobnie do Mateusza – dużo bliższe jest tango nuevo.
Może dlatego, że wychowałam się na muzyce klasycznej, a nuevo posiada sporo jej
elementów. Poza tym, jak to mówił Piotrek, tango nuevo pozostawia  więcej możliwości wykonawczych, jest bardziej
zróżnicowane pod względem charakteru, rytmiki i brzmienia. Klasyczne tanga, ze
względu na przeznaczenie do tańca, narzucają muzykowi więcej ograniczeń.
Natalia
Mikołajska: A pan, panie managerze Bernardzie? Które tango woli słuchać?
Bernard Kopiec: W szczególności to, które wykonuje
zespół  „Sentido del Tango”, a więc:
tango klasyczne, Tango Nuevo, polskie tanga międzywojenne oraz kompozycje
własne.
Natalia
Mikołajska: Teraz znów pytania stricte do
leadera zespołu, pana Piotrka. Czy zawsze ma pan ten sam ręczniczek na kolanach
pod bandoneonem? To ręczniczek koncertowy? Po co on jest?
Piotrek Kopietz: Ręczniczek który mam na kolanach
służy do tego, aby bandoneon nie zsuwał się z kolan. Kiedy gram w koncertowych,
garniturowych, nieco śliskich spodniach, istnieje ryzyko, że bandoneon będzie
się ześlizgiwał. Mam tylko jeden taki ręczniczek, więc zgoda – można nazwać go
koncertowym. Wykonany jest z bordowego aksamitu.
Natalia
Mikołajska: A co to jest akordina?
Piotrek Kopietz: Akordina to młodsza siostra
akordeonu i bandoneonu. Instrument ten powstał ok. 1930 roku we Francji i grano
na nim głównie muzykę jazzową. Akordina jest mała, ma trzy rzędy guzików i
ustnik, do którego wdmuchuje się powietrze. Należy do tej samej grupy
instrumentów co akordeon i bandoneon, ale nie ma miecha, tylko jak już mówiłem,
ustnik przez który ustami wtłacza się do środka powietrze. Dźwięk akordiny to
połączenie brzmienia bandoneonu i harmonijki ustnej.
Natalia Mikołajska: Teraz pytania do żony leadera
zespołu, pani Gabrysi, pianistki. Czy wszystkie tanga można zagrać na pianinie,
czy też niektóre są za szybkie? (o technicznych determinantach pianina i
fortepianu w wywiadzie z fortepianem do poczytania)
Gabrysia
Machowska-Kopietz: Przeczytałam ten 
wywiad i muszę powiedzieć, że w opisie fortepianu chodzi zapewne o
mechanizm „podwójnej repetycji”, który umożliwia pianiście szybkie
powtarzanie jednego dźwięku. Nie ma to jednak wpływu na szybkość samego grania.
Natalia Mikołajska: A co ma?
Gabrysia
Machowska-Kopietz: Szybkość grania zależy tylko i wyłącznie od umiejętności
pianisty, a nie od instrumentu na którym akurat gra. I na pianinach i na
fortepianach gra się w ten sam sposób, jedynie komfort grania i brzmienie
instrumentu jest inne. Dlatego odpowiedź na pytanie brzmi: wszystkie tanga i
wszystkie utwory można zagrać zarówno na fortepianie jak i na pianinie.
Natalia Mikołajska: Tak? A mnie wciąż wydaje mi się,
że w czasie koncertu dźwięk pianina jakby dusił się w obudowie. Czy na
fortepianie nie byłoby lepiej? A może ja mam zbyt wygórowane oczekiwania przez
ten fortepianowy wywiad?
Gabrysia Machowska-Kopietz:
Fortepian zawsze brzmi lepiej. Jest zaprojektowany tak, żeby jego dźwięk
rozchodził się w stronę publiczności. Pianino to instrument pokojowy, a nie
koncertowy. Powstał jako zamiennik fortepianu, aby można było na nim grać w
małych pomieszczeniach, w których fortepian by się nie zmieścił. Oczywiście
marzyłabym żeby zawsze grać na dobrych, nastrojonych fortepianach, ale „jak się
nie ma co się lubi….”
Natalia Mikołajska: Czy pani pianino, pani Gabrysiu,
było na koncercie instrumentem prowadzącym?
Gabrysia
Machowska-Kopietz: W tangu fortepian, a w tym wypadku pianino, jest  instrumentem grającym w sekcji
instrumentów  rytmicznych. Razem z
kontrabasem narzucają  tempo i brzmienie
harmoniczne. Samo pianino nie ma roli nadrzędnej. Chociaż prawdą jest , że
podczas koncertu gram fragmenty solowe i wstępy do kilku utworów, to nie ja
jestem instrumentem wiodącym.
Piotrek Kopietz: W naszym
zespole tym instrumentem wiodącym zawsze jest bandoneon.
Natalia
Mikołajska: Teraz znów mam pytanie do was wszystkich, choć może nie do pana
Mateusza – niech sobie milczy, jeśli tak lubi. Jest to pytanie ostanie, a prawo
pytań ostatnich jest takie, iż np. jako że jesteśmy teraz w okresie
okołozmarwchwstaniowym, możemy sobie na chwilę zmartwychwstać Astora Piazzollę.
Czy gdyby żył, wydalibyście ostatnie pieniądze, żeby do swojego Mistrza na
nauki pojechać?
Bernard Kopiec: Rozumiem, że ma pani na myśli
warsztaty muzyczne z legendarnym kwintetem Astora Piazzolli, jako że  u samego Mistrza praktykować mógłby jedynie
Piotr, który podobnie jak on koncertuje na bandoneonie?
Natalia
Mikołajska: Tak, oczywiście, ale jednocześnie przyznaję, że nie pomyślałam wcześniej
o tym. Zatem, co „Sentido del Tango” na to?
Piotrek Kopietz: Przede wszystkim bardzo żałuję, że
nigdy nie miałem okazji posłuchać Astora Piazzolli grającego na żywo. Gdyby
żył, to pewnie zrobiłbym wiele, aby móc być na jego koncercie, a gdyby jeszcze udało
mi się porozmawiać z nim o muzyce i tangu w szczególności, to byłbym niezwykłym
szczęściarzem, bo Astor Piazzolla to jeden z najwybitniejszych kompozytorów XX
wieku, który w fenomenalny sposób połączył muzykę ludową (jaką było tango) z
jazzem i muzyką klasyczną.
Gabrysia
Machowska-Kopietz: Ja natomiast, szczerze mówiąc to w ogóle nie potrafię na to
pytanie odpowiedzieć. Co innego inspirować się kimś, a co innego uczyć się u
tego kogoś. Z mojego punktu widzenia dużo atrakcyjniejsze byłoby uczenie się u
pianisty, który z Astorem Piazzollą regularnie grywał – Pablo Zieglera (to cały
czas ma szanse się spełnić, ponieważ on żyje i cały czas koncertuje). Ale gdyby
Astor Piazzolla zmartwychwstał, dałabym dużo, żeby na żywo posłuchać jego
koncertu.
Bernard Kopiec: Ja zaś – bo muszę się tu włączyć jako
manager ale też jako miłośnik tanga – powiem, że z pewnością zabiegałbym o takie
spotkanie. Robiłbym to zresztą nie bez 
przekonania, że po kilku spotkaniach i być może wspólnym koncercie,
muzycy obu zespołów nawiązaliby jakąś współpracę. Kto wie? Może członkowie
„Sentido del Tango” swoją grą, a Piotr swoimi opracowaniami, trafiliby w gust
muzyczny Mistrza Piazzolli?

Natalia Mikołajska